Czy tłumaczenie ma charakter twórczy, czy odtwórczy? Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale oczywista. 

Z jednej strony można powiedzieć, że tłumaczenie to praca odtwórcza, bo tłumacz nie tworzy przecież od zera całkowicie nowej treści. Zawsze bazuje na czyjejś pracy. Niektórzy twierdzą wręcz, że tłumacz powinien jak najdokładniej zachować formę i treść oryginału, nie próbując niczego „upiększać”.

Z drugiej strony tłumaczenie nie może być przecież całkowicie odtwórcze, bo wtedy powstaje tekst brzmiący po prostu źle w języku docelowym. Tłumacz musi doskonale rozumieć różnice między językami (oraz między kulturami) i unikać tłumaczenia „słowo w słowo”. Konieczne jest zatem wprowadzanie pewnych zmian, czasami elementów nieobecnych w tekście źródłowym – a to już zdecydowanie jest praca twórcza. Trzeba wiedzieć np. które fragmenty przetłumaczyć, a które zostawić bez zmian, co zmienić lub usunąć, obrać pewną konwencję i trzymać się jej podczas pisania całego tekstu.

A gdzie należy wyznaczyć granicę? Jaka dawka dowolności jest dopuszczalna, jak bardzo można odbiegać od tekstu źródłowego? Te kwestie są bardzo dyskusyjne. Jako dobry przykład posłużą nam dwa różne tłumaczenia „Władcy Pierścieni” na język polski. Przekład Marii Skibniewskiej jest uważany przez większość fanów Tolkiena za najlepszą, a czasami nawet „jedyną słuszną”, polską wersję tej powieści. Skibniewska starała się zachować wierność oryginałowi. Są jednak również tacy, którzy twierdzą, że zgubiła trochę klimat tekstu Tolkiena, gdyż tłumaczenie wyszło jej zbyt „patetyczne” i „wzniosłe”.  Z kolei tłumaczenie autorstwa Jerzego Łozińskiego budzi ogromne kontrowersje i większość czytelników woli omijać je szerokim łukiem. Łoziński podszedł do tłumaczenia o wiele swobodniej i zmienił bardzo wiele nazw (w tym nazwisk) na własną modłę, odbiegając w znacznym stopniu od oryginału. Spotkało się to z ogromną krytyką i ostatecznie zmusiło Łozińskiego do zmiany swojego przekładu. Mimo to są osoby, które wolą przekład właśnie jego autorstwa, gdyż twierdzą, że lepiej przełożył on klimat tekstu Tolkiena na język polski. Rzecz gustu – w tym przypadku większość jednak opowiada się po stronie zachowania wierności oryginałowi.

Powyższy przykład pokazuje, że odbiór tekstu może drastycznie różnić się w zależności od tego, jaką konwencję obierze tłumacz. Szczególnie podczas tłumaczenia powieści ważne jest dobranie właściwego rejestru, stylu. Tłumaczenie musi być „z polotem”.

A co z tłumaczeniami technicznymi, np. instrukcjami obsługi? Co z tekstami formalnymi, np. politykami firm czy umowami? Od razu może nasunąć się stwierdzenie, że w przypadku takich tłumaczeń konieczne jest jak najściślejsze trzymanie się tekstu źródłowego i nie ma miejsca na „twórcze podejście”. Faktycznie tego typu teksty nie pozwalają na „fantazjowanie” i odbieganie od oryginału, gdyż mogłoby to mieć poważne konsekwencje. Jednak zachowanie wierności oryginałowi dotyczy zasadniczo wyłącznie tych elementów, których kierujący się zdrowym rozsądkiem, doświadczony tłumacz nie będzie raczej nigdy próbował zmieniać. Są to nazwy elementów urządzenia czy oprogramowania,  posady pracowników firmy, istniejące dokumenty i terminy itp. Kluczowe jest tutaj właśnie słowo „istniejące” – czyli będące normą w danej branży bądź wcześniej ustalone odgórnie. Nie jest jednak tak, że teksty techniczne i formalne tłumaczy się „maszynowo”, bo przecież nie składają się one wyłącznie z ustalonych terminów, nazw, utartych formułek. W każdym takim tłumaczeniu jest mnóstwo elementów, które tłumacz musi zmodyfikować, przestawić albo przepisać praktycznie od nowa, aby oddać ich sens, zachowując naturalne brzmienie tłumaczenia w języku docelowym. Dawka dowolności jest tutaj oczywiście dużo mniejsza, jednak tłumacz wciąż musi się wykazać kreatywnością i biegłością. Czasami bywa też tak, że np. element interfejsu programu nie został jeszcze przetłumaczony i do tłumacza należy decyzja, jaką nadać mu nazwę. Na pewno niesprawiedliwe jest zatem stwierdzenie, że tłumaczenie np. instrukcji obsługi to praca o charakterze czysto odtwórczym. To praca twórcza, zupełnie jak podczas tłumaczenia powieści – po prostu z większymi ograniczeniami.

Sądzę, że odpowiedź leży gdzieś pośrodku. Tłumaczenie ma charakter zarówno odtwórczy, jak i twórczy. Cały sęk tkwi w zachowaniu odpowiednich proporcji – a to już jest umiejętność zdobywana latami.

Facebook
Twitter
LinkedIn