Zastrzeżenie prawne: przedstawione tu opinie to prywatne zdanie autora, który nie ma na celu
deprecjonowania
żadnego z narzędzi ani ich producentów.

Każdy zawodowy tłumacz musi korzystać z narzędzi CAT. Temat ten nie podlega dyskusji. Dzięki nim można nie tylko bardzo znacząco przyspieszyć proces tłumaczenia, ale również zapewnić
spójność terminologiczną i stylistyczną z innymi tłumaczeniami, jak również w obrębie jednego tłumaczenia wykonywanego przez wiele osób. Oferta narzędzi CAT jest bardzo szeroka, a każde z nich nieco różni się od pozostałych. My wybraliśmy MemoQ (mimo iż dysponujemy większością tego typu programów, w tym wszystkimi wiodącymi, które wspomniane są w tym wpisie, to MemoQ używamy zawsze wtedy, gdy klient to nam pozostawia wybór)  i uważamy, że to była trafna
decyzja. Dlaczego?

Wśród najpopularniejszych obecnie na rynku narzędzi CAT prym wiodą trzy, może cztery rozwiązania. Niekwestionowanym liderem sprzedaży jest SDL Trados, a za nim plasują się WordFast i MemoQ.
Pakiet SDL wybierany jest odpowiednio dwa i blisko pięć razy częściej niż oprogramowanie konkurencji (
Według strony https://www.vertaalt.nu/blog/how-many-cat-tools-should-you-need/, dostęp 25.02.2019).

Czy słusznie? Naszym zdaniem nie. Niemniej jest to istotny argument wpływający na zakup, zwłaszcza przez początkujących tłumaczy oraz freelancerów, którzy chcą zacząć od jednego programu. Większość agencji korzysta (prawdopodobnie głównie z przyzwyczajenia) z Tradosa, a więc jest on najczęściej potrzebny, aby móc z nimi współpracować. To przekłamuje liczby oraz stopień wyboru narzędzi na
podstawie jego funkcjonalności i niezawodności.  

Z naszych dotychczasowych przygód z trzema najpopularniejszymi narzędziami wynika, że to MemoQ jest najstabilniejsze, a wykonywana w nim praca jest najlepiej chroniona przed całkowitą utratą w przypadku awarii. Do niedawna drugie miejsce zajmował WordFast, który do wersji 3 był stosunkowo prostym i bezawaryjnym rozwiązaniem. Mimo że oferowany przez niego zakres funkcji był dość skromny w porównaniu z konkurencją, to przynajmniej to, co było dostępne, działało i pozwalało na sprawną i płynną pracę. Niestety, wraz z wersją 4 twórcy WordFasta postanowili zmienić go w niego bardziej zaawansowane narzędzie. Jak to wyszło? Cóż, średnio. Nadal daleko mu do MemoQ czy Tradosa, natomiast ucierpiała na tym jego stabilność i płynność działania. Obecnie dostępna jest wersja 5, która miała już wyeliminować wiele problemów zgłaszanych w odniesieniu do poprzedniej wersji, ale niestety daleko jej jeszcze do niezawodnej.

Z kolei Trados (jeszcze w wersji 2013) kompletnie nie radził sobie u nas z dużym projektem na kilkaset
tysięcy słów i około 10 osobami pracującymi nad nim jednocześnie. Musieliśmy się przesiąść do MemoQ, a na koniec i tak oprogramowanie SDL zrobiło nam psikusa, gdyż nie potrafiło rozpoznać własnych znaczników wstawianych w MQ, co zaowocowało sporą ilością dodatkowej pracy na ostatnią chwilę. Później daliśmy jeszcze szansę wersji 2015, która działała co prawda nieco lepiej, ale daleka była od osiągnięcia płynności i prędkości, którą zapewnia narzędzie stworzone przez Węgrów. Dlatego dziś zarówno z Tradosa, jak i z WordFasta korzystamy tylko wtedy, gdy nie mamy wyjścia, tj. gdy otrzymujemy pliki robocze w natywnych formatach któregoś z nich wraz z np. adresami pamięci na serwerach. W pozostałych przypadkach – gdy wybór leży po naszej stronie – sięgamy po MemoQ.

Jeśli chodzi o funkcjonalność, to znów wygrywa dla nas MemoQ. Trados co prawda niewiele ustępuje narzędziu Kilgraya, ale sam fakt, że wymaga osobnych modułów (takich jak MultiTerm czy XLIFF Converter), stawia go nieznacznie poniżej MemoQ. Nie będę się wypowiadał w sposób jednoznacznie oceniający, gdyż nie śledzimy na bieżąco każdej zmiany wprowadzanej w Tradosie, natomiast musimy przyznać, że twórcy MemoQ nieustannie pracują nad swoim dzieckiem, poszerzając i usprawniając jego funkcjonalność, eliminując błędy, a także zapewniając przyzwoity poziom wsparcia w razie awarii. My dysponujemy zarówno klientami dla tłumaczy (Translator Pro), jak i serwerem, co daje nam szerokie możliwości w zakresie zarządzania projektami od momentu ich tworzenia przez podział pracy pomiędzy tłumaczy wewnętrznych (i w razie potrzeby zewnętrznych) aż po odbiór, scalanie i eksport dokumentów.

Angielska wersja podręcznika użytkownika MemoQ zawiera blisko 1500 stron z opisami funkcji i możliwości programu. Dlatego ciężko byłoby je tu choćby wspomnieć. Powiem natomiast tak – nam nie zdarzyło się jeszcze, żeby MemoQ czegoś brakowało, zwłaszcza czegoś, co byłoby dostępne u konkurencji. Jedynym problemem (który prawdopodobnie nie może zostać rozwiązany z przyczyn pozostających poza kontrolą firmy Kilgray) jest to, że mimo wsparcia chyba wszystkich formatów plików z tłumaczeniem niestety MemoQ nie oferuje obsługi serwerowych pamięci tłumaczeń, jeśli te umieszczone są na serwerach np. WordFasta. Gdyby udało się to rozwiązać, prawdopodobnie nie
korzystalibyśmy z WF i całkowicie zastąpilibyśmy go MQ. Korzystanie z serwerowych TM-ów jest bardzo często obligatoryjne, więc nie możemy wykonywać takich projektów w oprogramowaniu, które nam tego nie umożliwia. Stąd nadal korzystamy z WordFasta 5 czy Tradosa 2017, mimo że bez wielkiego entuzjazmu.

W naszym odczuciu jedyną znaczącą przewagą Tradosa czy WordFasta nad MemoQ jest fakt, że powstały one wcześniej, są szeroko wykorzystywane przez większość agencji i biur tłumaczeń, a przez to ciężko od nich odejść lub bez nich się obejść. Tłumacze rozpoczynający swoją działalność na rynku oraz tacy, którzy głównie współpracują z agencjami, nie mogą sobie pozwolić na wybór programu, który nie umożliwia im obsługi TM-ów przesyłanych przez ich zleceniodawców, choćby nie wiadomo jak dobry, szybki i stabilny był. To bardzo istotny powód podtrzymujący status quo i chroniący nieco „skórę” Tradosowi oraz WordFastowi. Również natywne adresy pamięci serwerowych pełnią poniekąd funkcję kotwicy, która utrzymuje wielu tłumaczy przy tych narzędziach. Myślę, że ich twórcy o tym wiedzą i dokładają starań, żeby jak najdłużej tak zostało. Mimo to w kwestii obecności na rynku MemoQ goni swoich starszych kolegów i sukcesywnie zdobywa kolejne kawałki rynku dla siebie. Również w Polsce coraz częściej trafić można na agencje, dla których środowisko MemoQ jest pierwszym wyborem. To cieszy. My życzymy Węgrom powodzenia w dalszych zmaganiach o przychylność agencji i tłumaczy oraz mamy nadzieję, że będą zdobywać coraz większe uznanie, gdyż oferowane przez nich narzędzie zwyczajnie na to zasługuje.  

Facebook
Twitter
LinkedIn